Kiedyś miałam okres, że jadłam je nałogowo, jako dziecko uwielbiałam te u babci, u mamy, od cioci z naleśnikarni ze sklepu, najlepiej z dżemem albo nutellą. Od dobrych kilku lat sama robię te 'moje' naleśniki, zazwyczaj z serkiem i owocami albo wytrawnie (szpinak, brokuły itd.)
Ale jakoś naszła mnie ochota na takie 'prawdziwe naleśniki' z serem białym, tym takim... no... jakby to powiedzieć-niemielonym? To dziwnie brzmi, ale na pewno każdy odróżni śmietankowy twarożek President od sera w kształcie łezki o nazwie Klinek. Naleśniki robię swoją sprawdzoną metodą 'na oko' ale z rozsądkiem. Dlatego mój przepis, który tu podam, może kogoś zainspirować, może być przydatny komuś innemu (co byłoby bardzo miłe, oczywiście), ale można go lekko modyfikować 'na oko'.
Składniki: (około!)
- 2 szklanki mąki
- 1,5-2 szklanki mleka ( ja miałam w lodówce akurat tłuste 2%)
- 1,5 szklanki wody, najlepiej gazowanej
- 1 jajko
- 2 łyżeczki cukru
- 1/2 łyżeczki soli
I teraz- dla niektórych najgorsze w naleśnikach- czyli ich smażenie. Ja od razu mówię TO NAJPROSTSZA RZECZ, wystarczy dobra patelnia (nie musi być to jakaś specjalna, u mnie w domu są 3 naleśnikowe, wszystkie za około 20 zł, więc to raczej nie wydatek), I TU UWAGA! bo niektórzy popełniają ten błąd, że smażą naleśniki na oleju. To nie wyjdą naleśniki, a już anpewno nie cieniutkie i leciutkie crepes, patelnie wystarczy jedynie natłuścić (tzn. przetrzeć ręcznikiem kuchennym nasączonych olejem) i ja robię to tylko na samym początku. PATELNIE NALEŻY DOBRZE NAGRZAĆ i dopiero potem natłuścić. A potem wystarczy już tylko wlać porcję ciasta, rozprowadzić ruchem ręki i smażyć na średnim ogniu do odstania obwódki naleśniki, a następnie przewrócić na drugą stronę.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz